Księga Druga : Moja Zguba Rozdział 2 : Dochodzenie
Śnieg
prószył nad całą Konohą. Zamknięte okno stanowiło zaporę dla
przeszywającego i okrutnego chłodu. Znad brązowego kubka unosiła się
para o zapachu świeżo zaparzonego kakao, a bose stopy kobiety schowane
były pod ciepłym, wełnianym kocem. Sakura nie pamiętała aż tak upiornej
zimy, która w tej chwili zagościła nad Konohą. Ale było coś jeszcze, coś
o czym ciągle myślała. To w końcu 4 godzina przesłuchiwań. Sprawa z
Danzou dotarła do wszystkich mieszkańców wioski, również tych
pozostałych. Cały Kraj Ognia miał się stawić do Ibikiego Morino ,
człowieka , który nawet z diabła wyciągnąłby wszystkie grzechy. Zadawał
on dość banalne pytania : ,,Co wtedy robiłeś, gdzie byłeś o tej porze,
czy masz alibi?”. Całość nie trwała nawet 15 minut.Więc dlaczego Naruto
siedzi tam aż tak długo…?
Kobieta westchnęła przeciągle i niechętnie wstała z kanapy podchodząc
do drewnianego stołu, na którym znajdowały się notatki o różnorakich
truciznach, lekach i antidotach. Dobrze wiedziała, że nie uda jej się na
niczym skupić jednak wolała choć przez chwilę imitować spokój.
,,Gaz
zakłócający pracę wszystkich mięśni w ciele człowieka. Podany w dużej
dawce może działać na ofierze ponad 3 godziny. W tym czasie osobnik
traci całą swoją chakrę, a jego organizm jest przemęczony do granic
możliwości. Jest to niebezpieczny narkotyk, działaniem zbliżonym do
ponad 24 godzinnej bitwy. Gaz ten, należy do mikstur zakaza…”.
Sakura nie zdążyła do końca przeczytać wpisu na dość pogiętej kartce,
gdyż po całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk pukania. Któż to mógł być o
tak późnej porze? Kobieta ostrożnie postawiła stopy na podłodze i
powolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Kiedy je otworzyła do środka
wdarł się nieprzyjemny chłód, który zmroził jej skórę. Panowała przecież
śnieżyca. Z półprzymkniętych oczy spojrzała na przybysza i od razu
rozpoznała złocistą czuprynę swojego przyjaciela.
-Naruto? Co Ty tutaj robisz? I…dlaczego chodzisz tak lekko ubrany skoro na dworze jest z jakieś minus 20 stopni!
Chłopak jednak nic nie odpowiedział ,a wzrok przez cały czas miał skierowany na własne buty.
-No już, wchodź do środka, przeziębisz się!
-Dopiero skończyli mnie przesłuchiwać.
Haruno
nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zupełnie zbita z tropu
zapomniała o wdzierającym się do jej mieszkania śniegu. Czy oni
podejrzewali Naruto?
-Chyba nie masz zamiaru mi powiedzieć, że myślą, że to Ty? Byłeś przecież na balu, mnóstwo ludzi to potwierdzi!
-Oni
już znaleźli sprawcę…- szepnął prawie niesłyszalnie. Sakura nie mogła
zrozumieć co go tak zasmuciło. Przecież to jedna z lepszych wiadomości!
Odnaleziono mordercę!
-I
niby dlaczego to Cię tak martwi? Skoro odszukali tego przestępcę,
mieszkańcy mogą bez strachu wychodzić na ulicę! Naruto, to wspaniałe
wieści!
-Ty
nic nie rozumiesz! – krzyknął i po raz pierwszy spojrzał w oczy
różowłosej. Sakura zaniemówiła. Po policzkach jej przyjaciela spływały
słone łzy. Nie widziała go jeszcze w takim stanie.
-Naruto…?
-Tym…tym sprawcą jest Sasuke.
-Wypuście mnie stąd do kurwy nędzy! – krzyknął rozjuszony shinobi.
-Nie
tak ostro Uchiha. W tej chwili najlepiej byłoby dla Ciebie gdybyś
zachował spokój. – rzekł wysoki mężczyzna odziany w czarny płaszcz.
Spoglądał właśnie na przykutego stalowymi łańcuchami do ściany, więźnia.
A był nim nie kto inny jak sam Sasuke Uchiha.
-Nie masz prawa mówić mi, co jest dla mnie dobre, a co nie. Jesteś
tylko kolejnym, żałosnym psem Konohy. Nie wyróżniasz się od innych
niczym. A poza tym nie powinieneś wymawiać mojego nazwiska. Jest dla
Ciebie zbyt dumne.- odpowiedział mu z uśmiechem na ustach.
Ibiki jedynie prychnął.
-Jak
sobie życzysz Uchiha. – rzekł zaczepnie – Szczerze mówiąc nie rozumiem
Twojego uporu. Przecież wiadomo, że to Ty załatwiłeś Danzou. Co prawda,
oddział medyczny jeszcze tego nie potwierdził, ale mi to nie jest
niepotrzebne. Miałeś powód, chciałeś się na nim zemścić, w dodatku byłeś
w pobliżu. Sprawa jest przesądzona. Jednak interesuje mnie jak taki
dzieciak zdołał go zabić?
W
pomieszczeniu zapanowała cisza. Dopalająca się świeca niewiele
rozświetlała, a mimo to Morino dostrzegał wyraz twarzy Sasuke. Nie
okazywał ani krzty strachu. Szczerze mówiąc imponował mu ten dzieciak.
Można by rzec, że nawet bardzo.
-Jesteś żałosny…
Mężczyzna nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
-Jesteś
żałosny, Ty i cała ta wioska. Myślicie, że jesteście tacy cwani, tacy
oczytani, a prawda jest taka, że gówno wiecie. Gówno wiecie.
-powtórzył.- Może i był moim celem, może i chciałem go zabić, ale… –
zamilkł.
-Ale?
Sasuke zacisnął dłoń w pięść.
-Ale ktoś mnie uprzedził…
Morino jeszcze przez chwilę wpatrywał się we wściekłe oblicze Uchihy.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że więcej z niego nie wyciągnie.
Nie dzisiaj. Był zbyt twardym orzechem do zgryzienia. Ibiki westchnął
przeciągle i ruszył w stronę drzwi. Robił to po omacku, gdyż w pokoju
praktycznie zapanowała ciemność. Odwrócił się jeszcze do swojego więźnia
i rzekł :
-Nie
dbam o to dlaczego zabiłeś Danozu. Prawdę mówiąc nawet zbytnio mnie do
nie obchodzi. Ale musisz wiedzieć jedno. Jeśli w raporcie oddział
medyczny potwierdzi nasze domysły to Twoje dni są policzone. A w tej
chwili wygląda na to, że nic Ci już nie jest w stanie pomóc Uchiha.
Gdy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, świeca dopaliła się całkowicie.
-On jest niewinny!
-Nie
Tobie jest to oceniać Naruto. – odpowiedziała kobieta siedząca w swoim
biurku. Ręce miała założone na piersi, a wzrok skierowany na
rozjuszonego blondyna.
-On nie mógłby tego zrobić! Tak, uciekł z wioski i oddał się w ręce Orochimaru, ale nie posunąłby się tak daleko! Wiem o tym!
Uzumaki
cały się trząsł z przypływu emocji. Nie potrafił dopuścić do siebie
wieści, które oczerniały w tak rażący sposób jego dawnego towarzysza. To
go przerastało.
-Sasuke…tylko nie Sasuke. Nie teraz. To wszystko jest kłamstwem. Słyszysz? Kłamstwem! – krzyknął i zacisnął pięści.
Tsunade
spoglądała na niego z żalem. Powoli podniosła się z fotela i podeszła
do wielkiego okna ukazującego znaczną część wioski. Wioski, którą miała
chronić.
-Naruto…-
zaczęła – ja wiem, że to jest dla Ciebie trudne. Niestety, wszystko
wskazuje na to, że Sasuke dopuścił się tej zbrodni. Rozumiem, że nie
jesteś w stanie do siebie tego dopuścić, ale…cóż, nie mogę traktować go
inaczej tylko dlatego, że jest Twoim przyjacielem.- powiedziała.
Uzumaki nie mógł tego znieść. Był wściekły i czuł, że dłużej nie da rady wytrzymać.
- Więc chociaż pozwól mi się z nim spotkać. Nie powinien być teraz sam. -rzekł.
- I nie będzie – odpowiedziała, spoglądając przez ramię na Naruto – Sakura już do niego idzie.
– Wypuście mnie!
Już
od ponad godziny Sasuke krzyczał i próbował się uwolnić spod stalowych
więzi. Jego ręce i stopy były całkowicie czerwone i napuchnięte, a mimo
to upór Uchihy nie słabł. Nie miał zamiaru tutaj zostawać i gdyby nie
fakt, że ktoś właśnie otworzył drzwi to dalej zdzierałby gardło jakby
mogłoby mu to pomóc.
Do pomieszczenia weszła średniego wzrostu postać trzymająca świecę w
ręku. Mężczyzna nie musiał się długo przyzwyczajać do światła. Od razu
rozpoznał przybysza.
-Proszę,
proszę…Kto mnie tutaj odwiedził?- powiedział z kpiną w głosie. – Nie
spodziewałem się, że taki tchórz jak Ty odważy się ze mną zobaczyć. A
gdzie zgubiłaś Karin? Takie szczury jak wy powinny się trzymać razem.
Sakura
ruszyła przed siebie ignorując całkowicie obelgi ciemnowłosego.
Wiedziała, że kolejne spotkanie z Uchihą nie będzie należeć do
przyjemnych. Kiedy podeszła wystarczająco blisko od razu zauważyła
poranione ciało Sasuke.
-Nie
powinieneś się tak wyrywać. Te łańcuchy są bardzo wytrzymałe. Nawet Ty
nie dasz rady ich zerwać.- odparła całkowicie zmieniając temat.
Mężczyzna prychnął z pogardą.
-Myślałem
, że już się przekonałaś na własnej skórze jak wiele mocy w sobie
posiadam. Jestem pewien, że nie chcesz tego powtarzać. – powiedział
prowokującym tonem.
Nie
musiał jej tego przypominać. Haruno doskonale pamiętała tamto
zdarzenie, w którym omal nie zginęła z jego ręki. Jednak nie przyszła
tutaj by o tym rozmawiać. Miała ważniejsze rzeczy do przekazania. Wzięła
głęboki wdech.
-Sasuke…to
nie ma sensu. Zdajesz sobie sprawę, że już cała wioska mówi o Tobie jak
o kryminaliście. Starszyzna wioski oraz Pani Hokage myślą tak samo.
Jeśli dowiodą Twojej winy to czeka Cię…
-…kara śmierci. -dokończył.- Wiem o tym.
W
pomieszczeniu zapadła cisza, a ani jedno, ani drugie nie miało zamiaru
jej przerywać. Haruno podejrzewała, że Uchiha już się wszystkiego
domyśla, jednak musiała to z siebie wydusić. Po prostu musiała.
-Nie chcę umierać.- zaczął.- Nie, dopóki nie odbuduję klanu. To właśnie jest mój ostateczny cel. Dlatego jesteś mi potrzebna.
Kobieta zmrużyła oczy.
-Co masz na myśli?
-Muszę stąd uciec, a Ty mi w tym pomożesz.
Sakura podeszła bliżej i ukucnęła tak, że oboje mierzyli się wzrokiem.
-A niby czemu miałabym to zrobić?
Na twarz mężczyzny wstąpił szelmowski uśmiech.
-Bo mnie kochasz.
Kobieta spoglądała w milczeniu na Uchihę. Nie okazywał on niczego
innego prócz pogardy i kpiny. Sakura powoli wstała i ruszyła w stronę
wyjścia. Po jej głowie ciągle krążyły słowa, które wypowiedział
ciemnowłosy.
Bo mnie kochasz.
Dziewczyna zatrzymała się i ostatni raz spojrzała na mężczyznę.
-Nie Sasuke…już nie.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz